Jak tłumaczą tegoroczny 7,1 –procentowy wzrost produkcji ludzie z branży? Ano chwalą politykę sklepów dyskontowych, które sprzedają piwa nawet za… niecałe 2 zł. Zdaniem Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego, takie działania po pierwsze, wymusiły na konkurencji obniżenie cen, po drugie, wprowadzenie nowych gatunków i po trzecie, spowodowały ogólny wzrost popytu.
Piwo made by market? Rzeczywiście, upodobanie Polaków do „dyskontowych” trunków potwierdzają niemal wszystkie badania. W 2010 roku Polacy wydali na alkohol 26 mld zł. Z tego aż 13,2 mld zł (ponad połowę!) na piwo (jedno piwo?). Z kolei udział najtańszych piw w polskim rynku przez dwa lata - od 2008 do 2010 roku - wzrósł z 16 do 23 procent.
I teraz pytanie: da się pić "marketowe" piwo czy nie? Smakuje to w ogóle jak napój bogów? Można pić "na czysto" czy trzeba popijać? Przetestowaliśmy trzy tanie piwa z trzech znanych marketów. Efekt?
Piwo jasne pełne z Tesco. Jasne na pewno. Na tyle jasne, że na pewno nie złociste. Smak? Można odnieść wrażenie, że to piwo... nie do końca sfermentowało. Zdecydowanie brakuje mu charakterystycznej goryczki. Przerwanie procesu fermentacji potwierdzałaby niska zawartość alkoholu - 4 procent. A to z kolei tłumaczyłoby niską cenę (1,45 zł!!!), bo akcyzę płaci się od zawartości alkoholu. Bardziej czujni piwosze pewnie będą się też zastanawiać, czy tu w ogóle dodano słód jęczmienny...
Sarmackie mocne - litr piwa z Biedronki. Litr w plastikowej butelce - 3,29 zł! Zatem, w najprostszym przeliczeniu, pół litra kosztowałoby ok. 1,65 zł! Na pierwszy rzut oka Sarmackie wypada całkiem dobrze. Ma bursztynowy kolor, po przelaniu do kufla powstaje piana (tyle, że zaraz znika). Smak? Jak na mocnego sarmatę przystało, piwo ma 6,5 proc. zawartości alkoholu. Ale można odnieść wrażenie, że jednak jest trochę słabsze. Po pierwszych kilku łykach wydaje się, że piwo jest za słodkie. Ale po chwili to wrażenie mija. I... pojawia się goryczka, tyle, że chyba zbyt intensywna. Za to na pewno da się wyczuć chmielowe akcenty. Co nas zdecydowanie odstrasza? Plastikowa butelka.
Perlenbacher - niemieckie piwo z Lidla. To nasz faworyt spośród trzech testowanych piw. Nie bez znaczenia jest chyba fakt, że piwo produkowane jest za naszą zachodnią granicą. Da się je nawet pić! Kolor naprawdę przypomina złocisty napój bogów. Do tego napój rzeczywiście gazowany. Jeśli jednak przelejemy go do kufla, okaże się, że piany nie ma prawie w ogóle. Smak? Wytrawne podniebienie wyczuje chmiel. Jest i goryczka - ani jej za dużo, ani za mało. Tak, jak być powinno. Wyczuwalny zapach słodu. A i cena nieco wyższa - 2,19 zł. Zdecydowanie wygrywa z innymi dyskontowymi piwami.